Pchły: wypędzić pasożyty nie trując pupili.

Sprawa jest poważna, bo one wciąż się drapią : ) . Szczególnie te, które przebywając na większej przestrzeni, mają okazję nie tylko do dowolnego poskubania trawki, ale i do niechcianych kontaktów: psy, koty, chomiki, świnki morskie – wszystkie mogą niechcący zaprosić do naszego domu pchły.

Te ostatnie zapraszają się też same – problem narasta zawsze wiosną i jesienią-stąd wpis zanim niebezpieczeństwo ; ) się wynurzy na dobre, ale kiedy higiena jest zachowana – praktycznie nie mają szans.

Szanse zwiększają się z posiadaniem przede wszystkim pieska. A że człowiek bez psa- jak i bez kota – w ogóle nie wie, że żyje : ), to głupio byłoby, gdyby tylko z powodu pchieł nie wzbogacić swojego świata o świat kociopieski ; ).

Ba- ucząc się, jak możemy pozbyć się pchieł ze względu na ukochanego zwierzaka, zabezpieczamy się na wypadek, gdyby chciały nas odwiedzić bez psa : ) – a niestety, to się zdarza .

Z Siphonaptera – niemałego rzędu najróżniejszych pchieł ( aptera, z gt.bezskrzydłe) chodzi nam głównie o Ctenocephalis canis / felis ( psią, kocią), a także o …ludzką – Pulex irritans. Pomijając inne „szczegóły” ; ), powiem, że podobnie, jak psie/kocie pchły mogą podskoczyć ; )-a skaczą 30- 50 cm ! –  na człowieka, aby nieco urozmaicić swoje menu, tak ludzkie – skorzystać z jadłodajni pieskiej , stąd metody skoncentrowałam na przepędzeniu / totalnej destrukcji (niestety, w tym przypadku nie będę miała litości ) obu gatunków agresorów – pasożytów.

Na rynku istnieje mnóstwo środków chemicznych, jednak skutki ich stosowania pominę lepiej milczeniem – no, może poproszę tylko, aby zastanowić się – jeżeli rzeczywiście kochamy swojego zwierzaka i siebie samego – czy fakt, że drobnym druczkiem na opakowaniu napisano „nie stosować u ludzi „, „trujące dla ludzi”, etc. naprawdę nie zmusza do myślenia. Biorąc też pod uwagę, iż ich działanie oparte jest głównie na paraliżu systemu nerwowego, powodowaniu konwulsji u pchieł i insektów -czy może nie mieć to żadnego wpływu na inne żywe zwierzę ?

Substancją aktywną w takich środkach są m.in.syntetyki: resmetryna, metopren – eufemistycznie określony „regulatorem wzrostu”, a mówiąc bezpośrednio – hamujące rozwój żywych istot (przy stosowaniu preparatów z metoprenem proszę szczególnie uważać na koty ).
Czy musimy stosować syntetyk, jeżeli istnieją środki naturalne ? A co do sprzedawanych jako „tzw.organiczne”, czyli sądzimy, że „naturalne” – zawierają również naturalną pyretrynę, limoneny, skamieniałe algi, ale poza nimi czesto cały alfabet niekoniecznie pozytywnych rzeczy .

Najpierw więc dokładnie przeczytajmy ulotki, skład, zasięgnijmy informacji ( a nie brakuje ich w necie ), czym są te „cudeńka” : ( , a potem spójrzmy psiakowi w oczy .

Parukrotne  pryskania, kąpiele w szamponach – raczej nie pomogą – kto zna cykl rozwojowy pchieł, wie o tym już dawno : ) – to droga przez mękę, a chemia absorbuje się przez skórę do krwi.
Przy regularnym częstowaniu skóry zwierząt chemią  proszę się nie dziwić późniejszym zaburzeniom pracy ich nerek oraz ewentualnym nowotworom .

Co pomoże na pchły ?

Akcja przeprowadzona na wszystkich frontach oraz konsekwencja .

Najpierw legowisko zwierzaka: starego pozbywamy się, nowe przesypujemy pudrem z pyretryną ( jest ich na rynku kilka ) lub/i  pod matę kładziemy mieszankę ziół:

-lawendę

-miętę polej ( proszę w żadnym wypadku nie pić mięty polej, w przeciwieństwie do innych mięt )

-rutę

-olejek eukaliptusowy – zioła można umieścić w woreczku płóciennym nasączonym tym właśnie olejkiem. Pachnie b.przyjemnie i ma pozytywny wpływ również na nas : ).

Zwierzę kąpiemy w płukance cytrynowej: jedną cytrynę wrzucamy do wrzątku i zostawiamy na całą noc. Na drugi dzień nadaje się do użycia – ilość cytryn zależnie od wzrostu psa – 1 cytryna starcza na płukankę dla 1. bullteriera ; ). 

Jeżeli nam się uda, przemycamy do karmy psiej ( kot się nie da podejść : )) czosnek- po spożyciu czosnku zwierzę staje się nieatrakcyjne dla pchieł.

Suche zwierzę pudrujemy oszczędnie ziemią okrzemkową – ten odciąga wilgoć z pchieł, czyli …padają martwe.

Jeżeli pasożytów jest sporo i widzimy je (brr…..) w domu, postawmy w misce z mydlaną wodą zapaloną świecę -pchły ciągną do światła – potopią się : ).

Przytomny Czytelnik zapyta: dobrze, ale to dorosłe osobniki, a co z larwami, jajami ?

No właśnie. Cykl rozwojowy pchły może potrwać jakieś 2 lata , w zależności od warunków -jajo (2-4 tygodnie), następnie larwa -3 stadia,  w ostatnim  
tka kokon i przebywa w nim od 7 dni do roku. Ich siedziby mogą się mieścić np.w domu pod schodami, tam, gdzie wilgoć, ciepło …brud. Potrzeba sprzątania oczywista : )

Co jeszcze ?

Zwierzaki smarujemy olejkami:

a) psy olejkami z : eukaliptusa, lawendy, cedru, cytryny -zmieszane 1:10 z olejem winogronowym np., jedna część olejku eterycznego naturalnego !, 10- oleju bazowego .Smarujemy koniec ogona : ), pachy, wew.część ud, brzuch

b)koty – z rumianku, nagietka, lawendy, odrobiny cedru –  proporcje j.w. , smarujemy tylko pod pachami . Koty tolerują też dobrze cytrynową płukankę.

Poza tym w pobliżu prawdopodobnych pchlich siedzib umieszczamy zioła :

rzepik, krwawnik , hyzop  – wszystko w woreczkach, zawieszamy je, wymieniamy raz na pół roku i spokojnie czekamy, aż pchły się wyprowadzą (a zwiewają szybko ).

Niecierpliwi mogą sięgnąć po nasiona miodli indyjskiej – drzewa Neem -też do położenia w legowisku – również swoim : ), podobnie, jak pozostałe wymienione zioła .

Naturalne środki mają tę zaletę, że pchły się na nie nie uodparniają – w przeciwieństwie do środków chemicznych – dziwne, ale prawdziwe . Z tymi uodpornionymi na chemię może być potrzebna dłuższa akcja, bo robią się szczególnie agresywne i żarłoczne, ale zioła dają radę, bo zioła- to prawdziwy cud.

————————–

Bibliografia uzupełniająca:

S.von Keler „Entomologisches Worterbuch”, Berlin 1963

www . edis.ifas.ufl.edu -” Fleas:what they are, what to do”, Richman & Koehler , University of Florida , 10.December 2010

Naturalne środki myjące: skóra też chce żyć :).

Odnośnie kosmetyków, a raczej detergentów z…dzierających skórę , obecnych na rynku, napisałam tu zaledwie parę słów, ale myślę, że zamiast rozwodzić się nad stopniami ich „użyteczności” i „korzyści” – co nie zawsze jest równoznaczne : ), lepiej opowiedzieć o tym, co myje i nie zżera ; ) skóry .

Od razu pragnę zaznaczyć mój dystans wobec wielu masowo produkowanych  kosmetyków oznaczonych „naturalne”, opakowanych uroczo w szary papier nawet, że „na staro i w ogóle  recepta babci „, ale z najmniejszą bodaj czcionką wyliczonymi składnikami, których, choćbym bardzo chciała, w potężnej większości nie znajdę na łące. Nie podsumuję na razie kosmetyków produkowanych przez małe firmy, a sprzedawanych na targach zdrowej …żywności m.in .: ) – za mało o nich wiem, by przedstawiać listę pozwalającą na porównanie .

Zajmę się roślinkami znanymi i mniej znanymi, występującymi już w produktach kosmetycznych, ale wciąż nie w takich ilościach i towarzystwie , aby zadziałać dostatecznie pozytywnie . Umieszczone na etykiecie mają przeważnie bardzo smutne zadanie- wyłącznie przyciągnięcia uwagi .

Co by było, gdybyśmy je odnaleźli i spróbowali zastosować bez pakowania ich do fabrycznych opakowań ?

Zanim przejdę do meritum – proszę pamiętać, że wszelkie substancje mogą wywoływać alergie .

We wszystkich wymienionych niżej roślinach znajdują się saponiny, posądzane przez współczesny przemysł ( chętnie je jednakże wykorzystujący : ) ) o „wysoką toksyczność dla ludzi „- pomijając prastare powiedzenie Hipokratesa „wszystko jest trucizną i nic…….”, saponiny są o wiele bardziej toksyczne dla zwierząt aniżeli dla ludzi -np.szczególnie wrażliwe na nie ryby są w niektórych regionach łowione -otumaniane lub wręcz zabijane – saponinowymi środkami .

Reszta – jak z alergiami – „Mogą”, to znaczy  nie muszą : ) i tak nie zaobserwowałam do tej pory żadnych negatywnych reakcji na „mydełko” z Cucurbita foetidissima – pewnej dyni, u nas traktowanej po macoszemu, często tylko w roli paszy dla zwierząt, w Ameryce Południowej mającej wszechstronne zastosowanie -od dawna . Indianie jedli coyote melon ; ), czyli tę właśnie dynię, póki niezbyt dojrzała (im starsza , tym bardziej  gorzka ), stosowali ją w najróżniejszych dolegliwościach oraz …myli się .Dziś z nasion Cucurbita foetidissima robi się wspaniały olej – tak jadalny, jak i …myjący . Jako, że roślina jest dość odporna na suszę , warto o niej pomyśleć w rejonach /tego roku chyba takich nie było : ) ) ubogich deszczowo .

Następnym do przyjrzenia się naturalnym mydełkiem jest Chlorogalum pomeridianum – bulwy prześlicznego ziółka o ww.nazwie, powszechnego w Ameryce Pd .jadali kiedyś  – po uprażeniu – Indianie, ale muszę przyznać , że nawet po solidnym upieczeniu smakuje wciąż jak mydło . Wymieniam Chlorogalum, ponieważ bulwy są – po ściągnięciu brązowych łusek – włókienek bialusieńkie i bardzo wygodne w użyciu – po prostu trzyma się bulwę w rękach, leje wodę i myje . Poza tym są kapitalnie zwalczają łupież -od zewnątrz ( pamiętajmy, że to nie wszystko i że chcąc się pozbyć łupieżu, powinniśmy zadbać przede wszystkim o odpowiednią dietę) .

Natępny będzie górski bez – niestety, u nas go raczej nie spotkamy w naturze, ale możemy sprowadzić i posadzić . Należy do rodziny Rhamnaceae, prusznik – bo taka jest polska nazwa ( uwaga: ok.50-60 gatunków  ) trzeba okrywać na zimę – bez gwarancji przetrwania w gruncie niestety. Jak myjemy się prusznikiem ? Bierzemy garść kwiatów i wodę : ) . Do mycia nadają się też zielone owocki, także suszone .

Chenopodium album – komosa biała, dobrze znana w Polsce, zwana też kiełbasą biednych, jedzona ( byle w umiarze ) po przyrządzeniu, jak szczaw ( liście ) . W Ameryce z kolei głównie Chenopodium californicum – nazywane z kolei „indiańską sałatą „i Ch.quinoa .I susz i świeże ziele nadaje się do mycia, ale bez zadęcia ; ) .

O naszej mydlnicy – Saponaria offcinalis – jest  tyle publikacji, że grzechem byłoby powtarzać, przypomnę więc, że możemy ją hodować sobie nawet na maleńkiej działce .

Podobnie fiołek wonny – Viola odorata, którego i korzeń i płatki nadają się wprawdzie słabiej jako środek myjący, ale za to aromat …..

Yucca-narodowy kwiat Meksyku, jedna z wielu, bo tu mam na myśli Yucca  filamentosa -Apacze też korzystali z niej spożywczo/medycznie, ba- korzystają do dzisiaj . Yucca pojawiła się już w składach wielu szamponów i mam nadzieję : ), że jest jej tam wystarczająco, abyśmy odczuli jej dobroczynne właściwości, ale na wszeki wypadek powiem, jak się nią umyć, kiedy mamy w ogrodzie : ) .

Indianie myli w wywarze z Yucca noworodki, codziennie, cały tydzień po narodzinach, ale uprzedzam – europejskie dzieci są tak wydelikacone, że może wystąpić alergia . Jeżeli spróbujemy kąpieli, to na pewno w dużym rozcieńczeniu, obserwując reakcje i człowieka i samej skóry .

Korzeń średniej yucca tniemy na części, obieramy i do blendera, miksujemy na bursztynową pulpę . Alternatywnie – posiekać i podgotować,ale ja preferuję świeżą .Korzeń można mrozić i suszyć – też się da wykorzystać w myciu .Interesującym jest zastosowanie Yucca w medycynie dawnej – tak bardzo, że poczyniono studia nad możliwością użycia Yucca w terapii artretyzmu, z pozytywnym skutkiem – R.Bingham i B.A.Beller .  

A w razie, gdybyśmy mieli ziółek dość, możemy umyć się w roztworze sody oczyszczonej (1 płaska łyżeczka do herbaty na 2 szklanki wody, proporcje w zależności od tolerancji na sodę  ) – również włosy, chociaż włosom przydałby się wtedy dodatek soku z brzozy, a po myciu – spłukanie winnym octem .

Tyle na dziś o roślinkach zamiast mydła : ) .

———————

biochemia i doprecyzowanie : ) m.in. na:

www. ucjeps.berkeley.edu (Jepson Manual 1993 )

www. jn. nutrition.org. ( Arthritis study , R.Bingham , B.A.Beller ) , Journal of Applied Nutrition , vol.27)

F.Hochstaetter, „Yucca I”, Mannheim, 2000

Woda, słońce …żniwa .Kiedy zbierać, żeby mieć pożytek.

Lato do tej pory nas nie rozpieszczało . Parę dni wrzątku, potem znów ulewy- wszyscy wiedzą , jak było .Lamenty ogrodowiczów, że „za dużo wody” przyjmuję jednak z pewną wątpliwością .Nie mówię tu rzecz jasna o Powodzianach, gdyż na ich terenach faktycznie było ZA dużo. Mówię o tych, którzy normalnie podlewają, a teraz nie musieli ….ale przeważnie podlewali przed ulewami, „bo lato, bo nie spodziewali się, że „będzie lało”. Nie odczekali, czy będzie naprawdę sucho, o nie, lali.A później, że „plaga ślimaków”, że zgnilizna . Slimaki zawsze rozmnażają się wyjątkowo dobrze tam, gdzie człowiek podlewa bez opamiętania .Dla wielu będzie to co najmniej dziwnym, że trzeba zdać się na naturalną wilgoć ( chyba , że prawdziwa susza i istnieje niebezpieczeństwo utraty zbiorów ) , bo „zawsze podlewali” .

No i źle: rozleniwili rośliny, glebę , zaprosili ślimaki .Człowiek ma to do siebie, że kombinuje ; ), aby mu było lepiej, tyle , że najczęściej przekombinowuje .

Tego roku więc i ślimaki i zgnilizna i pleśń….

Dopilnujmy więc chociaż dobrego zbioru (jeżeli coś zostało), a jeżeli kupujemy warzywa i owoce na rynku – pytajmy, kiedy zostały zebrane – sprzedawcy przeważnie nie będą wiedzieli, jaki był znak (nie wymagajmy zbyt wiele : ), nam wystarczy dzień kalendarzowy, pozycję Księżyca znajdziemy przecież wszędzie )to bardzo ważne, jeżeli chcemy coś przetworzyć lub przechować.

Kalendarz księżycowy jest niezbędny do dalszego, korzystnego postępowania ze zbiorami.

Do bezpośredniej i szybkiej konsumpcji możemy kupować to, co zostało zebrane w każdym praktycznie dniu (bo już nie będę męczyć, że to z samego nowiu jakieś takie mało wartościowe 🙂 będzie ).Inaczej ma się rzecz z przetworami.

Oszczędźmy sobie roślin zebranych w dniu Panny , w te dni powstrzymajmy się też od przetwarzania: to świetne dni na prace w ogrodzie, ale nie na zbieranie -wyjątkiem jest zbiór pokrzywy do bezp.picia, sałatek , zup – ani przetwarzanie -produkty będą trzymały się słabo, mogą pleśnieć,
konsystencja też nie zadowoli- mówię o np. konfiturach przyrządzanych bez sztucznych dodatków, „żel-fixów” etc. Jeżeli chcemy „na gęsto”, to przyrządźmy owoce w głębokiej, może być miedziana, byle wtedy nie owoce kwaśne – patelni .Kwaśne – w ceramicznej .Wymaga mieszania, zachodu, ale warto .Kiedy? Księżyc w znakach Ognia /Baran, Lew, Strzelec (najlepsze) /- tak przed pełnią, jak i po pełni.Prawie równie dobre będą znaki Powietrza: Bliźniak, Wodnik, Waga .Niektórzy mówią, że „tylko po pełni”, ale doświadczenie pokazało mi, że słoje robione przed pełnią zamykają się też nieźle, a smakowo zawartość jest „pełniejsza”, aromatyczniejsza .

Niektórzy radzą też poczekać z pewnymi owocami do przymrozków, ale po pierwsze nie czekają ptaki : ) , którym i tak wypadałoby co nieco zostawić : ), po drugie – nie przedkładam smaku /bo po mrozie owoc jest „kruchszy, delikatniejszy, pozbawiony w sporym stopniu goryczki/ nad wartością – owoce jarzębiny mają po mrozie mniej wit.C . Czy więc warto czekać „na smak”?

Jarzębina robiona z miodem i tak jest świetna – bez względu na zbiór w ciepłe dni. Dla mnie ważne jest też, aby zbierać w dni słoneczne, aby zatrzymać najwięcej energii słońca – tego potrzebujemy przecież w ciemne, chłodne wieczory .

Nie zapominajmy o własnych mrożonkach – do nich zbieramy owoce/warzywa też w dni jasne, suche i w te same zamrażamy – jeżeli zrobimy to w dni , kiedy Księżyc „stoi” w znaku Wody (Ryby, Skorpion, Rak) , po rozmrożeniu będą ciapowate : ), wodniste, niewiele da się z nich przygotować .

Warzywa korzenne można pakować do słoi w dnie korzenia, czyli Koziorożca, Byka (Panna odpada) ,ale nie mniej dobrze konserwują się w dni Lwa, zresztą do słoja z np.marchewką i tak dodajemy liście chrzanu, laurowe – zależnie do smaku, więc chodzi o całość : ).

Przetwory pakujemy do piwnicy/spiżarni/na regały kuchni w te same dni, w które robiliśmy, czyli byle nie w dni Ziemi (Panna, Byk, Koziorożec) -tak potraktowane nie będą pleśnieć, psuć się – warto .

Z bogactwa propozycji letnich skarbów chciałoby się wymienić wszystkie, by każdy w zimie mógł zaczerpnąć słońca : ), ale być może wtedy umknęłyby najważniejsze, więc po kolei będę polecać to co uważam na najwartościowsze .Niedługo się skończą morele .Proszę robić nie tylko konfitury, ale i -chociaż nie pochwalam alkoholu pitego codziennie i/czy w nadmiarze -nalewkę, bo od lat stosowana jest w leczeniu anemii, wspomagania serca i ogólnie systemu krążenia, od lat wnosi do domu zimą lato -nienachalnie : ), bo przetrawione .

Na 100 dojrzałych, pachnących moreli z 90 wyjąć pestki ( o umyciu chyba wiadomo, że myjemy: ) : )), wszystkie (i te 10 z pestkami) włożyć do odpowiednio dużego słoja, zalać spirytusem pokrywając owoce, zamknąć solidnie i odstawić w ciemni na 3 miesiące .Następnie zlać, dodać po 1/3 szklanki cukru brązowego lub miodu na litr wlanego spirytusu ,spokojnie odczekać ,aż płyn przejmie cukier, przefiltrować przez płótno do butelek , zamknąć i pozwolić jej dojrzeć przynajmniej pół roku. Moreli nie musimy wzbogacać innymi składnikami: klasyczna, czysta jest doskonała sama w sobie .Jeżeli chcemy eksperymentować, można dodać 2 liście mięty czy pobawić się z łączeniem z np.melisą czy różą, ale moim zdaniem to „przedobrzenie”, które jednak nie wychodzi na dobre ani w smaku ani we właściwościach, ale de gustibus …; )

Grzybice: natura pomaga, kiedy my pomagamy naturze.

Początkowo sądziłam, że wpisy o ogrodach, domach, środowisku i konkretnych dolegliwościach, będą mniej więcej w równowadze , ale to , co obserwuję i słyszę na codzień zapędza mnie do pracy głównie nad tym ostatnim.

Przecież to z całości biorą się zaburzenia ?

A jednak człowiek najpierw chce szybko wrócić do równowagi, usunąć ból ( a trzeba usunąć jego źródło ) , zlikwidować, co szpeci (p.poprzednie zdanie )…nic dziwnego zresztą .Gdyby jeszcze przy tym pamiętał, że jeżeli nie zadba o otoczenie, historia może się powtórzyć, byłoby miło, ale cóż….

Grzybice – temat gorący ; ), niestety – bardzo i bardzo NIE pomagają ( tylko chwilowo! ) popularne środki z popularnych, wielkoprzemysłowych półek.

A kupowane chętnie . Nie powinno to właściwie dziwić- jeszcze niedawno mnóstwo ludzi zachwycało się dietą Dukana : ) : ), teraz….( co ja to pisałam o dietach? : )- mam nadzieję, że choć trochę jej promotorom jest wstyd, ale coś mi mówi, że to nadzieja wyjątkowo głupia : ).

Ludzie uwielbiają grzyby ; ) , a grzyby uwielbiają ludzi ; ) – przepraszam, czarny humor też jest czasami potrzebny, nawet, gdy zagrzybionym nie do śmiechu- powinni uśmiechnąć się i oni, bo natura, znając grzybice, zna również na nie sposoby .

Rodzajów grzybic jest sporo, ale założyłam, że będą tu informacje przede wszystkim o naturalnych sposobach funkcjonowania w zdrowiu, więc proszę wybaczyć – pominę klasyfikację, zdjęcia, fachowe terminy etc.- grzybice w ogóle atakują, kiedy organizm o nie poprosi ; ) , stąd postaram się napisać, co robić, aby nie tylko nie zapraszać, ale i nieproszonych gości delikatnie wyprosić . Co do reszty – tuszę, że Czytelnicy sami zechcą dowiedzieć się na temat swoich dolegliwości więcej i sięgną do odpowiednich źródeł, a nie tylko skoncentrują się na usuwaniu objawów .

Do najczęstszych „promotorów” grzybic należy niewłaściwe odżywianie ( słodycze, konserwy, etc.) , cukrzyca, antybiotyki i inne medykamenty ( zabijają też pożyteczne bakterie, które trzymają grzyby w ryzach ) .

Już z tego wyłania się obraz profilaktyki, ale miało być o sposobach : ).

Istnieją roślinki, które zawierają setki antymykotycznych (antygrzybowych) substancji .Co bardzo ważne: prawdopodobieństwo, że używając ich narazimy się na powstanie odpornych grzybów, jest o wiele mniejsze ( prawie żadne, w każdym razie ja o tym nie słyszałam, ale zakładam, że istnieje taka możliwość) aniżeli przy pierwszym lepszym antybiotyku.

Do generała ; ) armii „antygrzybowej” zaliczyłabym czosnek .Próby laboratoryjne oraz studia z Uniwersytetu Kalifornia pozwalają sądzić, że nasz popularny czosnek zabija już przy pierwszym kontakcie drożdżaki . Przy okazji stwierdzono, że wspiera funkcje neutrofilów i makrofagów – odgrywających znaczną rolę w obronie przed infekcjami.

Seler łodygowy – prawdziwa kopalnia fungicydów .

Kminek – szczególnie olejek polecany jest chętnie w Niemczech przy wszelakich mykozach ( grzybicach) .

Kurkuma – roślinka o tylu zaletach, że należałoby ją wymieniać w każdym kolejnym odcinku – ważna również w temacie grzybicznym, bo zawiera ok.20 (poznanych) substancji niszczących grzyby.

Cynamon – mnóstwo antyseptycznych kombinacji, w tym pomocny nawet przy poważnych zaburzeniach związanych z funkcjonującą zwykle normalnie w organizmie E. coli.

Oddzielnie, bo mowa o środku stosowanym wyłącznie zewnętrznie, co będę podkreślać :

olejek herbaciany – jeden z najlepszych zewnętrznych środków na grzybice, pomaga wymieść nawet grzyby odporne wobec fluconazolu i itraconazolu ,
ale TYLKO zewnętrznie !!! Nawet nieduże ilości tego olejku zastosowane wewnętrznie mogą spowodować u wrażliwych zgon ! Olejek herbaciany stosuje się na zmienione chorobowo miejsca zewnętrznie, jeżeli nie jesteśmy pewni, jak zareaguje skóra- rozcieńczamy go taką samą ilością oleju roślinnego .W razie jakichkolwiek reakcji negatywnych ( mdłości, ból , zaczerwienienie etc.) natychmiast zmywamy olejek i odstawiamy ten środek. Nie polecam też stosowania olejku herbacianego w przypadku infekcji grzybowych miejsc szczególnie wrażliwych, tj. błon śluzowych – wtedy bezpieczniejszy jest rumianek .

Mówiąc o grzybicach nie mogę nie zatrzymać się na chwilę nad …stopami , gdyż patrząc na odsłonięte stópki : ) ludzkie w lecie, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że dezodoranty owszem, znamy, kremy do nóg też, ale ….wielu/e myśli, że to wystarczy lub wręcz stosują chemiczne preparaty NA „aromatyczne grzybowo” ; ) stopy . Chemia może wprawdzie stłumić intensywność „wywaru” ; ) , jednak potem nie połapiemy się ze skutkami, czyli nawrotem i to w zagęszczonej postaci .

Tinea pedis – grzyb stóp, napada je powierzchniowo, a jednak wędruje dalej . Zalecanie unikania miejsc wilgotnych, ciemnych, zagrzybionych w sezonie wakacyjnym jest i owszem, słusznym, ale czy wykonalnym ? Częste osuszanie stóp, mycie ich, noszenie klapek kąpielowych – też pomocne …więc czemu te rady zawodzą ?

Najprościej byłoby odpowiedzieć :p. powyższe, czyli odżywianie PLUS niedostatek higieny w miejscach publicznych, ale to nie pomoże od razu.

Pokażmy stopy  słońcu : wystawiajmy do niego podeszwy – ma wybitnie dezynfekcyjne, ale i poprawiające ogólną kondycję stóp działanie, podobnie spacer w nasłonecznionym piasku.

Czosnek da się zastosować zewnętrznie i w tym przypadku – tak radzili sobie od dawna żołnierze, po, przeważnie 60 dniach uwalniając się od grzybicy .

Można smarować czosnkiem ( szybciej działa , ale też „pachnnie”: ) ), można kąpać w :pół godziny w wanience, wodzie z wyciśniętym czosnkiem i odrobiną spirytusu 90% .

Podobnie działa kąpiel nóg w wodzie z dodatkiem octu : 2 części wody na 1 cz.octu . Do tego można dodać czosnku .

Przecier …pomidorowy : ) Wewnętrznie do spagetii i …zewnętrznie , roztarty między palcami na …parę godzin tym razem, bo pomidor musi mieć więcej czasu : )

Oczywiście w w grzybicy stóp świetny jest też olejek herbaciany, kąpiele z paroma kroplami, jak i posmarowanie skóry (przypominam :proszę NIE brać olejku herbacianego doustnie !!!) czyni widoczne postępy .

A jak stopy, to…buty : byle nie plastikowe, nie z „pseudoskóry” posklejanej truciznami : z lnianą wkładką chociażby, skórzaną (niestety, skóry teraz też garbowane bywają wysoce toksycznymi środkami ), korkową, drewnianą – OK.”klapki „? TYLKO do prysznica w miejscu publicznym i tu się kończy ich rola.

Tyle na dziś co do „pierwszej pomocy w grzybicach” ,ale proszę pamiętać , że one mają swoją przyczynę, nie tylko objawy .

Wzdęcia: wstydliwy problem Zachodu.

Reklamotwórcy nie przebierają, pochłaniacze telewizji mają swoją pokutę:

włączą TV przy śniadaniu- reklama środków na „uczucie pełni w brzuchu” : ), przy obiedzie- jak wyżej, przy kolacji….no tak. Z której strony by się obejrzeli, wszędzie panie lub panowie trzymają się za brzuch i jęcząc, chwytają „cudowne pigułki”, które im napewno (: ) ), a nawet natychmiastowo przynoszą ulgę.

Nie wgłębiając się we wzdęć i zaparć przyczyny, gdyż pewnie nie są one Czytelnikom obce : ) ( niewłaściwe łączenie potraw, mało ruchu, problemy duszy, spożywanie potraw w odwrotnej  kolejności – tu podstawowym błędem są owoce PO obiedzie ), czasem-fizyczne uwarunkowania, czyli zniekształcenia budowy pewnych organów … ) , postaram się opisać najprostsze, a dostępne sposoby radzenia sobie z „wielkim, ale pustym ; ) brzuchem ” .

Zanim przejdę do meritum wspomnę jednak jeszcze, że jakkolwiek mogłoby się niektórym wydawać to śmieszne, wzdęcia i zatwardzenia na tle psychologicznym zdarzają się niezwykle często u osób …zbyt zapatrzonych we własne „ego”, nieustępliwych, nieprzejednanych .

To na marginesie .

Wzdęcia  powstają (już technicznie : ) ), kiedy pożywienie rozkłada się w ramach trawienia . Niektóre potrawy przyczyniają się wręcz do „gazowania” – głównie wtedy ,kiedy jedzone za szybko .

Warzywa strączkowe i inne roślinki z wysokim udziałem rafinozy i stachiozy ( takie mniej zabawne węglowodany)  nadymają : ) szczególnie .

Jelito nie produkuje bowiem enzymów koniecznych do przemiany tychże, więc one sobie …leżą, aż pojawią się bakterie i pozwolą na fermentację – co powoduje wzdęcia.

Teraz coś, co zabrzmi zdradziecko ; ) : wzdęcia są normalne.

Każdy gastroenterolog, który widział niejedno : ) i posiada ponadobowiązkowy kąt widzenia, powie : to NIE jest choroba .

A jednak, co nie jest chorobą, nie musi być przyjemne. Szczególnie, kiedy trwa za długo, bo wtedy może już skojarzyć się z zaburzeniem.

Tzw.karminativa -zioła uspokajające trakt trawienny i działające jednocześnie na poziomie ogólnym, mogą się wydać wielu interesujące :

-od tysięcy lat w kulturach świata – drogocenny korzeń, jeden z najważniejszych w Ayurvedzie i TCM – medycynie chińskiej : IMBIR . Już Grecy owijali w kawałek w …chleb, po posiłku i wsuwali . Potem się zmądrzyli i zaczęli wypiekać imbirowy chleb, o czym w źródłach antycznych.

W XIX wieku odkryli właściwości imbiru angielscy barmani, stawiając na barze tacki z mielonym kłączem, którym posypywano piwo ….TAK, tak się narodził Ginger Ale : ) .

Imbiru Pani/Pan nie lubi ? Nie cierpi wręcz ?

-Proszę więc iść na łąkę i wykopać korzeń mniszka lekarskiego .Potem ususzyć, zmielić i …popić „kawkę” z mniszka, a ma ona nie tylko właściwości „spuszczające powietrze” : ) .

Mniszek lekarski został polecony (łaskawie : ) ) przez tzw.Komisję E, jako karminativum, co oznacza, że jego stosowanie ( z umiarem, rzecz jasna ) nie jest równoznaczne z użyciem bomby wodorowej ; ) .

Mniszek i imbir . Ale co, jeżeli szczególnie kochamy fasolki ?

Proszę moczyć je przez całą noc w wodzie, tę odlać rano i ugotować fasole w nowej wodzie .To metoda najstarsza .

Wszędzie, gdzie jest marchewka, gotują fasolowce ; ) z marchewką – też działa .

Chińczycy z kolei (bogatsi ) namaczają fasolę w wodzie z wermutem  .

Do wzdęć przyczynia się mleko zwierzęce ( w formie słodkiej, czyli świeże/pasteryzowane/gotowane, kefir czy maślanka to już „insza inszość”  ), nie na darmo opisane m.in. w książce „Mleko – cichy morderca ” dra N.K.
Sharmy, a wydanej w Polsce jak zwykle z poślizgiem, jako substancja, od której raczej powinniśmy się trzymać z daleka .Co prawda nie zgodzę się z generalizowaniem, ponieważ „każdemu, co jego „, a organizm również ludzki potrafi zaprezentować tolerancję rzeczy najróżniejszych i przedziwnych : ), jednak ogólnie przychylam się raczej w stronę kefiru czy maślanki „ze wsi”, z mleka niepasteryzowanego, od czasu do czasu, aniżeli do codziennych porcji białego, surowego/gotowanego płynu skutecznie zaburzającego nam trawienie .

Słodycze, przede wszystkim przemysłowe – sprawiają, że człowiek przypomina biogazownię : ) . Szczególnie „dmuchające ” są te z cukierków, gum do żucia ( bardzo przepraszam , ale twierdzenie, że guma „chroni jamę ustną i zęby przed próchnicą ” jest godne nagrody Darwina i przykro mi, gdy widzę, że ludzie w to wierzą ), czy nie daj Boże – „słodzików”, które to w ogóle nie powinny się były pojawić .

Łączenie owoców, mleka, mięsa, słodyczy – to proces własnoręcznego przygotowania sobie brzuszyska, jak balon .

Gdy nie mamy pod ręką ani mniszka ani imbiru :

koper włoski, koper zwykły, goździki, kardamon, kolendra ( b.cenna, odtruwająca też z rtęci ), cynamon, gałka muszkatołowa – i tu uwaga – w b.niewielkich ilościach ( zioło silne które stosowane nieuważnie może nas przenieść na „tamtą stronę” ), czyli nie więcej niż odrobinka na końcu noża, mięta pieprzowa, szałwia ( też nie szalejemy – różne zawartości tujonu w różnych gatunkach , więc przyprawiamy lub popijamy z umiarem !) , tymianek (j.w.) .

To by było z apteczki „na wzdęcia”, bez prezentacji zbolałych, udawanych min : ) i bez abonamentu : ) .

__________________________________

gdyby ktoś zechciał podążyć za ziołami :

J.Pizzorno, Michael T.Murry ” Encyclopedia of Healing Foods ” ,

A.Leung, S.Foster ” Encyclopedia of Common Natural Ingredients used in Foods, Drugs and Cosmetics „, 1980

Zdrowa woda ?

Zanim podejmę temat główny – częściowo niewesoły, pragnę pocieszyć wszystkich, którym na sercu leży sprawa wszechobecnej praktycznie w produktach przemysłowych rtęci, głównie jednak rtęci zawartej w wypełnieniach stomatologicznych – amalgamatach .

Przykre, iż media wydają się niezbyt zainteresowane informacją – dla mnie stanowiłaby ona co najmniej „gwóźdź dziennika”, ale wciąż pamiętam, że co dla mnie istotne, nie musi być takim dla innych, podzielę się więc po prostu tym, co uważam za ważne: 27.05.2011 parlamentarne zgromadzenie Rady Europy podjęło rezolucję, w której nawołuje 47 państw członkowskich do „ograniczenia lub wręcz zakazania stosowania amalgamatu jako wypełnienia dentystycznego „.

J.Huss – reprezentant Luxemburga w Radzie Europy złożył raport, z którego wynika :

1. Amalgamat jest niebezpieczny dla zdrowia .

„……Amalgamat jest najważniejszym ( tu – mój przypis : z tym „najważniejszy” nie zgadzam się tak całkowicie, ponieważ nie można jednak zapomnieć o szczepionkach ) źródłem obciążenia organizmów rtęcią w krajach rozwiniętych, szkodzi embrionom, płodowi, dzieciom …..” 

2. Amalgamat jest niebezpieczny dla środowiska (jakby nie można było tego ująć w jednym : ) .

„Między 60 a 90 ton (!) rtęci rocznie uwalniane jest  z gabinetów stomatologicznych, ton, które trują środowisko : wody powierzchniowe, glebę ….”

Zgromadzenie Rady Europy, zwane też „Trzecim Parlamentem Europejskim ” będzie obradowało wkrótce, 30.października 2011 w Nairobi i mam nadzieję, iż podróż tam opłaci się podatnikom chociaż w ten sposób, że zostanie podjęta kolejna, wreszcie niegłupia decyzja .

Pozostaje pytanie, dlaczego tak późno ? Odpowiedź jak zwykle pozostawię Czytelnikom . W kwestii stomatologicznej  jeszcze jedno : proszę nie potępiać jednoznacznie ( i wszystkich ) dentystów : nikt (z tego, co mówią ) im na studiach nie mówił o skutkach „amalgamatowania” . Można wprawdzie zapytać, dlaczego nie próbowali wyciągać wniosków z praktyki, dowiadywać się na własną rękę, ale nie oszukujmy się : zachodni system edukacyjny niestety nie stwarzał ( i wciąż nie stwarza )  podstaw do wykształcenia odruchu niezależności informacyjnej, nawet wbrew pozorom .

Jednocześnie polecam ciekawą stronę o rtęci w produktach m.in. stomatologicznych : http://www. toxicteeth.org – wprawdzie po angielsku, ale za to  solidnie : ) .

Woda i rtęć nie są aż tak odległymi tematami, więc od razu do rzeczy :

Wielu z nas zdaje sobie sprawę, że woda w polskich kranach nie jest eliksirem życia, że jest to przeważnie ( bardzo przeważnie ) woda „martwa”, schemizowana, pozbawiona pierwotnych właściwości i ożywczości . Ale nie mamy wyboru. Wiem, że np. w Warszawie woda jest ozonowana, ale to naprawdę nie wszystko, poza tym industrialne ozonowanie, mimo rzeczywistych i prawdopodobnych zalet (zgadzam się, że o niebo lepsze od chlorowania) , wciąż nie czyni tej wody pranapojem człowieka .

Fakt, nie można cofać się do jaskiń , ale patrząc na „wynalazki” można się zastanowić, gdzie jesteśmy rzeczywiście : na początku drogi „rozumnego” człowieka, czy może na jej samym …końcu .  

Ludzie, świadomi, co płynie w kranach, kupują wody mineralne .

Abstrahując od zawartości minerałów bardzo potrzebnych nam, a obecnych w poszczególnych rodzajach wód i ich wpływu na nerki, wątrobę etc. (z minerałami można przesadzić ) ,  pragnę zwrócić uwagę na pierwiastek, który w wodzie znaleźć się ( w większych niż najmniejsze z możliwych : ) ) nie powinien: uran .

Np. w  badaniach niemieckich okazało się, że w 55 markach znanych na rynku wód mineralnych zawartość uranu wynosiła ponad 2 mikrogramy na litr.

To bardzo dużo . W 20 próbkach znalazły się estrogeny, próbki te wręcz określono jako „ścieki” .

Nie brakowało też aldehydu octowego – tak, on jest i w dojrzałych owocach i kawie, ale w wodzie być nie powinien oraz scibium = antymonu, Sb, pierwiastka kwalifikowanego bądź co bądź przez IARC jako „substancja możliwie wywołująca raka ” . Jego wartość graniczna to wg BAG Schweiz ( Bundesgesundheitsamt) 5 mikrogramów /l, tymczasem w butelkach typu PET znaleziono 44, 7 mikrogram/ l . Antymon odkłada się w płucach i kościach – czy wiemy, co pijemy ?

Pamiętajmy, że są to badania konsumenckie , niemieckie i szwajcarskie, więc z krajów nadzorujących jakość żywienia dość rygorystycznie .Nic mi nie wiadomo o podobnych badaniach w Polsce . Niestety .

Co pić ?

Wody w butelkach szklanych ? Pewnie lepsze od plastikowych, ale czy to jest rozwiązanie ?

Pewnie wywołam uśmiech na niejednej twarzy, ale powiem, co piję ja :

– przegotowaną wodę z kranu, odstawioną w kamiennym garze, w którym na dnie spoczywa srebrna łyżeczka (działanie  m.in. dezynfekujące )

– soki roślinne, póki na nie sezon – wszelkie możliwe : )

– maślankę i zsiadłe mleko od krów z małych gospodarstw, ale sporadycznie

-„wodę ze sklepu” rzadziej,w skromnych ilościach- i tu muszę wymienić nazwy, choć proszę nie traktować tego jako reklamę ( i tak na nią wygląda : ) ) „Jan” z kartonów – jej działanie obejmuje dość szerokie spektrum „pomocowe „, a przy tym jest całkiem smaczna, „Słotwinkę „, „Wielką Pieniawę ” – polskie, jeszcze zupełnie zdrowe naszym zdaniem wody, jakością nie ustępujące kuracyjnym na całym świecie . Producentów proszę o wybaczenie, jeżeli nadużyłam praw do nazw – nie było to moim zamiarem i w razie sprzeciwu oczywiście je wycofam .

-przegotowaną deszczówkę z terenów nieuprzemysłowionych – przyznam, że dodaje niesamowitej energii

-w zimie przegotowaną wodę ze śniegu – ale nie tylko przegotowaną – na to można sobie pozwolić również na terenach w miarę „pierwotnych” i na nic uwagi , że ” z nieba też brudna ” – ośmielam się twierdzić, iż jej jakość jest nie gorsza od najlepszych mineralnych .

-wiosną – sok brzozowy

-mleko kokosowe, a na nim- kakao, napój cynamonowy, waniliowy i in.

– w górach wysokich wodę źródlaną, pobraną z odpowiednio wysokich partii – nigdy nie trafiliśmy na wodę zanieczyszczoną, a często, dla informacji własnej, badaliśmy

-tam, gdzie dostęp do oligoceńskiej – oligoceńską

-ostatecznie wodę z kranu po przepuszczeniu przez filtr węglowy, a na niej głównie zieloną herbatę, wszelkiego rodzaju zioła ( teraz np. miętę jabłkową i okrągłolistną, melisę i liście cytryńca )

I to by było na tyle, jeżeli chodzi o napoje niewyskokowe : ) .

W spisie nie ma soków w kartonach ni butelkach, nie ma „energetyzerów” ani gazowańców ; ) ? Nie ma, nie było (wystarczą mi doświadczenia innych )  i mam nadzieję, że nigdy nie będę zmuszona do włączenia ich w „pijospis”; ), czego i Państwu życzę .

_______________________________

do poczytania gwoli rozwinięcia tematu :

-w ww.test.de (Stiftung Warentest , Deutschland)

-BAG Schweiz – statystyki, poziomy pierwiastków itp.informacje o antymonie z 23.08.2007

 –www.toxicteeth.org

-PubChem /Public Chemical Databse/

Opalaj się z głową. Witamina D czy koktajl Mendelejewa ?

Setki preparatów do opalania zapewniają swymi etykietami o ” ochronie przeciwko szkodliwym promieniom słonecznym”. Setki opalających się mimo „ochrony” boryka się z problemami skórnymi.

Spróbujmy pominąć aspekt pożyteczności vitaminy D, bez której i częstsze infekcje, i depresja, i osteoporoza, a  i nowotwory łatwiej torują sobie drogę do naszych zdrowotnych życiorysów ….Nie powinniśmy go pomijać ?

Więc dlaczego tak uparcie bronimy się przed promieniami słońca ?

„Bo eksperci powiedzieli, że szkodzą” ?

Czegóż to do tej pory nie powiedzieli , chciałoby się westchnąć …i czegóż to nie odwoływali : ) ….  Patrząc inaczej- wylegiwanie się w pełnym, południowym słońcu rozsądnym czynem nie jest – ZA duża ekspozycja na promienie. ZA duża . Ale taka ” w sam raz „, poza godzinami największej operacji słońca, najlepiej w ruchu ? Czy naprawdę musimy ładować na siebie kilogramy różnych substancji, aby mieć złudną pewność , że „ochroniliśmy się ” przed rakiem skóry?

Takiej pewności co do zastosowania środków „przeciwsłonecznych” nie usłyszymy już w większości zachodnich instytutów onkologii, a zupełnie nie – we wschodnich, gdzie dawno wiadomo, że rzeczy naturalne i najprostsze są najlepsze .

„Skąd mamy wiedzieć, że ciemny lud na wyspach Hula – Gula wie lepiej, czym się posmarować „? – zapytają niektórzy . A stąd, że po pierwsze „ciemny lud” bynajmniej nie jest tak ciemny, jakim się wielu, często rzekomo „nieciemnym”; ) cywilizowanym wydaje, a po drugie – z doświadczenia. Z używania tych samych środków od lat set lub tysięcy i obserwowania ich zbawiennych skutków .

Tu na myśli mam m.in. niezastąpiony olej kokosowy – w swojej czystej postaci , taki do jedzenia : ). Pewnie kogoś rozczaruję, ale nie handluję olejem kokosowym ani w ogóle żadnymi produktami, o których tutaj piszę – nawet nie mam dochodów z reklamy takowych. Piszę o tym, co według nas dobre i zdrowe , bez nacisków, sugestii ani zachęt – to dla nas bardzo ważne .

Równie ważne, że coraz więcej osób promuje naturalny, niewymuszony styl życia i uwolnienie się od terroru masowej wegetacji dla wszystkich  – we własnym, właściwie pojętym interesie .

Opalanie …. : ) .Nie miejmy pretensji do kosmetyczek, dermatologów i in., którzy przeważnie w dobrej wierze usiłują nam zachwalić „ochronę przed rakiem skóry” – sami źle poinformowani, źle informują następnych . Smutne to, ale prawdziwe . Słyszałam, że pojawiły się – oczywiście w kolorowych tubkach – „naturalne produkty na słońce” – no cóż… Wyjaśnijmy coś sobie : z całego składu chemicznego w takich, przykładowych „naturalnych” odkryłam dwa najbardziej naturalne – tlenek cynku, czyli związek cynku z tlenem, zincoxid oraz titaniumdioxid TiO2 , występujący w naturze np. w przepięknym minerale zwanym rutylem . Jeżeli ktoś przyjął za pewnik, że znalazły się tam one wyekstrahowane z rutylu , to nie jest to pewnik : ). Nawet bowiem, jeżeli w kosmetykach z etykietką „naturalne ” takowe substancje, występujące jednocześnie w naturze, są, w tubce znalazły się po zsyntetyzowaniu ich w laboratorium , z naturą w jej prawdziwym wydaniu niewiele mając wspólnego, o czym wie każdy biochemik .

Z naturalnymi – i krótkotrwałymi – kosmetykami będziemy mieli do czynienia, jeżeli firma rzeczywiście wpakowała tam np. naturalny olejek eukaliptusowy, saponiny z mydlnicy itp., co zdarza się niezwykle rzadko i tylko w b.małych firmach .

Poza tym przestudiujmy część dalszą tubek chwalących się „naturalnością”:

Methyl….propyl….butyl….trieth….dieth….- to ma być natura? Większości nazw przeciętny konsument ( w przypadku kosmetyków chyba raczej smarowacz : ) nawet nie wymówi, może więc spocznijmy przy ich pierwszych częściach, od których w głowach powinno się zapalać światełko : „Nie kładź tego na skórę” !

Słusznie powtarzają obrońcy zdrowia :” Czego nie możesz zjeść, nie ładuj na twarz” .

Tylko czy …winne są wyłącznie firmy ? Załóżmy, że mamy naturalne kosmetyki i chcemy je wprowadzić na rynek – trzeba pozwoleń . Ale FDA odmówiło dopuszczenia naturalnych substancji w słonecznych blokerach i in.środkach ochrony przed słońcem !

Jeżeli ktoś jeszcze miał nadzieję, że FDA dba o nasze zdrowie ….: ) : ) : )

Co, jeżeli mimo wszystko spróbujecie naturalny produkt wprowadzić ? Dowiecie się, że jest co najmniej „źle oznakowany” .

Przeanalizujmy: stosowanie słonecznych blokerów = zaburzone procesy w organizmie = brak vit.D = stwarzanie podłoża dla chorób = popyt na „leki” .

Prawda, że nie jest to skomplikowane ?

Proszę uważnie przyjrzeć się składowi pierwszego lepszego środka z filtrami/blokerami: ostre alkohle, parabeny, rozpuszczalniki – chemiczna broń masowego rażenia . Czy aby przypadkiem nie powoduje ona więcej nowotworów aniżeli opalanie bez „cudownych chemikaliów „?

Po co od lat wtłacza się nam do głów mity o „słońcu powodującym raka” ? Dlaczego tak rzadko dodaje się, że tylko nadmierna ekspozycja na promienie słoneczne  jest czynnikiem zwiększającym pewne ryzyko, ale też przy zaistnieniu pozostałych faktorów, mianowicie : fatalnego stanu organizmu oraz osobniczych predyspozycji, a także ilości nałożonej na skórę chemii .

Jako, że skóra składa się z tego, co jemy, tzw.śmieciowe odżywianie też odgrywa w powstawaniu nowotworów niebagatelną rolę – ludzie jedzący konserwanty, „zupki z proszków”, wysoko przetworzoną żywność, w mojej (ale nie tylko mojej ) obserwacji bardzo szybko reagują na słońce alergicznie, wręcz szybciej ulegają poparzeniom – w przeciwieństwie do tych, którzy dawno przestawili się na maksymalnie uproszczone, nieprzetworzone lub minimalnie przetworzone posiłki .

Do chemikaliów z żywności dochodzą chemikalia z kosmetyków – o tak, powtórzę – często pochodzące pierwotnie z natury, jednak tak silnie przetworzone, że nie tylko nie mogą być poprawnie rozłożone, ale wręcz stają się „persistent” -obciążając cały organizm . W wielu takich środkach jest np.kamfora – też nie ze stanu naturalnego – ale kamfora jawi się większości nieszkodliwie . A jednak w takiej postaci, w połączeniu z innymi, agresywnymi substancjami, okazuje się w opinii Uniwersytetu w Zurichu najsilniej w takich kosmetykach działającym hormonalnie składnikiem .

Tu dochodzimy do jeszcze jednego aspektu kosmetyków „ochraniających” przed „szkodliwym” działaniem słońca : zaburzenia hormonalne, co potwierdzają m.in. długoletnie badania uniwersytetów w Konstancji i Zurychu, szczególnie profesora toksykologii , Daniela R. Dietricha, który wykazał estrogenne działanie wielu z nich . Tymczasem słońce plus hormony plus słaby system immunologiczny – czy nie jest to prawdziwym atakiem na życie ? 

Ci, którzy właśnie się zastanawiają, czy aby środki „ochrony” przed słońcem nie mogą wpłynąć na zniewieszczenie mężczyzn i silne zakłócenia gospodarki hormonalnej kobiet, powinni swoje przypuszczenia jak najbardziej rozwinąć, a wynikiem nie będą zaskoczeni .

Czy problemy z witaminą D, „betonowymi” chemikaliami i hormonami są wystarczającym powodem, aby mocno się zastanowić, zanim sięgnie się po tubkę z chemią ? Jeżeli nie – mają Państwo do tego oczywiście prawo .

Jeżeli jednak ten tekst natchnął kogokolwiek do przemyśleń PRZED opalaniem, to jest mi bardzo miło i proszę jeszcze pamiętać, że wzmożona aktywność słońca powinna nas skłaniać do bardzo uważnego korzystania z jego dobrodziejstw, czyli : opalajcie się z głową : ) .

___________________________

www . uni- konstanz.de (tamże strona prof. D.R. Dietricha )

www . onkologie- aspekte.de

www . dradio.de „Gefaehrliche Braune „, 17.12.2003

Pomidor : )

Awantura z EHECEM 😉 w roli głównej, czyli kolejna zmyła ; ), zaszkodziła przede wszystkim konsumentom (zjedli mniej warzyw, przy czym mam na myśli te najmniej pryskane rzecz jasna 🙂 ) i rolnikom (straty). Przykre to i niepotrzebne, ale się zdarzyło . Przy okazji niektórzy dowiedzieli się, że EHEC jest nieodłącznym towarzyszem naszej egzystencji i że jej matecznikiem (można to i tak nazwać : ) nie są bynajmniej  warzywa : ), ale to jedyny chyba pozytywny efekt uboczny .

Tony ogórków i pomidorów spłynęły z bezczelnością jednych i głupotą innych – wprost do utylizacji .

O ogórkach kiedy indziej, ale właśnie na stole piękne pomidory z domowej szklarenki, a to znaczy, że nieco przyśpieszyliśmy (nieładnie ; ) ) czas na pyszne i zdrowe dania z „rajskim jabłkiem” , jak zwano pomidor w niektórych krajach (m.in.w Niemczech ) w roli głównej . I pomyśleć , że kiedyś w Europie uważano go za truciznę : ) . Jak to było ? „Wszystko jest …..” ?

Skład pomidorka można sobie znaleźć w wielu źródłach, ograniczę więc wiadomości o nim do najważniejszych : 95% to woda, więc jest to warzywko bardzo, ale to bardzo kuszące dla osób pulchnych ( mówiłam kiedyś „grubych”, ale podobno wolą „pulchni”, teraz mówię „pulchni”, protestują ci  wolący „grubi”: ), więc proszę sobie wybrać wersję dowolną i nie zapominać, że grubość -sprawa indywidualna i nie w każdym przypadku konieczna do zredukowania ).

Wodę możemy sobie dostarczyć też w inny sposób, ale pomidora cenimy dla -oprócz smaku – całego zestawu witamin: m.in . A, C, B1, B2, E, PP, dla żelaza, kobaltu, cynku, jodu, potasu, magnezu, miedzi, dla kwasu foliowego …….oraz likopenu . Likopen zawierają też wprawdzie arbuzy i in.roślinki, jednak pomidor wydaje się być wyposażonym ; ) w niego wyjątkowo bogato . Likopen jest pigmentem, karotenoidem – czerwienią w pomidorach, która, jak kładzie nacisk aktualna nauka -służy głównie ochronie materiału dziedzicznego przed promieniowaniem słonecznym . Pamiętając o tym, że pomidor słońca bardzo potrzebuje i że jest wręcz stworzony, aby w jego świetle dojrzewać, powstrzymam się od komentowania jednoznaczności zawartej w „odkryciu roli likopenu ” , skupiając na jego zaletach przydatnych człowiekowi .

Nawiasem mówiąc ….jeżeli likopen miałby pełnić wyłącznie taką rolę, dlaczego nie zostały w niego wyposażone wszystkie rośliny ? Przecież bywają wrażliwsze od pomidora : ) : ) : ) ….. 

 W każdym razie, naukowcy z Uniwersytetu Witten- Herdecke doszli do wniosków, że ludzie spożywający sporo pomidorów wykazywali się mniejszą podatnością na oparzenia słoneczne . Miłe to i godne odnotowania : ), jednak zwróćmy też uwagę na obserwacje WŁASNE .

Zanim poczynimy jednak na sobie jakiekolwiek doświadczenia : ), zerknijmy jeszcze na wyniki wysiłków pracowników Uniwersytetu Illinois i Ohio, którzy – warto przytoczyć , gdyż uniwersytecka opinia degradująca pigułki  to dzisiaj rzadkość – przytaknęli: „czysty likopen niewiele może, o wiele lepiej działa w naturalnym sobie towarzystwie „, czyli w pomidorach . Nie więc – wyizolowana, zamknięta w tabletkach substancja, ale naturalne źródło – dobrze, aby niemodyfikowane i hodowane bez udziału herbicydów …rozmarzyłam się .

Badacze poszli dalej i zaobserwowali, że pomidor pomaga zminimalizować ryzyko tworzenia się kryształów moczowych, jak również kamieni żółciowych, a i działa pozytywnie w przypadku zaparć .A to wciąż nie wszystko : wykazano lecznicze działanie w przypadkach nowotworów prostaty i zaburzeń pracy serca –  opublikowane w, m.in.:w ww.aerztezeitung.de, artykuły z 07.04.2010 oraz 17.11.2006 ., a także w ww.news-medical.net .

Pomidor jest skarbem ?  Najwyraźniej .

Spożywając go dobrze byłoby przedtem ….przyrządzić na ciepło, ponieważ likopen jest właściwie przyswajany przez organizm po poddaniu obróbce termicznej – szczególnie gotowaniu. W niektórych źródłach są i informacje , że w stanie surowym jest wręcz niewskazanym pożywieniem, co pozostawiam ocenie indywidualnej : niektórym surowy pomidor służy, innym mniej, jeszcze innym – wcale .Ale gotowany, duszony, spożywany z dodatkiem tłuszczu ( np.oliwy z oliwek ) faktycznie przyswaja się lepiej .

W razie, gdybyśmy uparcie mieli ochotę na surowe, ale „jednak troszkę przerobione „; ), proszę- starusieńka recepta na pomidory w zalewie :

2 kilo ponakłuwanych wykałaczką w jakichś 10 miejscach  pomidorków włożyć do słoja . W garnku zagotować litr octu winnego, szklankę wody, 2 goździki, szczyptę pieprzu, soli . Wywarem zalać pomidory, odstawić w chłód . Ostygnięte zamknąć i mamy – po paru dniach już, smakowity element przystawki : ) lub składnik sałatek .

Najprostszym daniem z pomidorem na ciepło pozostaje chyba bruschetta: grzanka posmarowana masełkiem (lub bez masełka ) i pastą z duszonych na oliwie pomidorów z odrobinką czosnku LUB cebulki (proszę nie mieszać cebuli z czosnkiem-one do siebie nie pasują ani zdrowotnie, ani smakowo …ale jeżeli ktoś lubi…)  i posypanych bazylią .

Kupując pomidory na rynkach proszę pytać o odmiany – wiem, że rzadko usłyszymy odpowiedź, ale jeżeli wszyscy będą pytać, może w końcu, tak, jak najczęściej we Francji, Niemczech itd. pojawią się na skrzynkach karteczki z nazwą . To ważne, w innym przypadku pozwolimy sobie sprzedać wszystko, a chyba nie o to chodzi ?

Pomidor – Solanum lycopersicum, Lycopersicon esculentum Mill.- to jakieś 20.000 gatunków .Najwartościowsze i najciekawsze – pod wszelkim względem – są te najstarsze .Nie pozwólmy im zniknąć .

Krótka historia współczesnej polityki żywienia. Kto nas robi w konia ?

Przedstawiając cokolwiek z własnej perspektywy nie możemy zapominać, że istnieją inne : ), stąd, czytając tekst poniższy, proszę wziąć pod uwagę, że podobnie, jak do oburzenia, mają Państwo prawo do zachowania własnego spojrzenia na ludzkie machinacje z pożywieniem, do własnej oceny posiadanych informacji i ja na pewno nie zgłoszę sprzeciwu : ), ale w razie , gdyby oburzenie nie ustępowało…proszę przemyśleć, czy nie wzięło się ono głównie z jedzenia rzeczy, które kompletnie Państwa organizmowi nie odpowiadają : )

Około 1840 roku Justus von Liebig poczynił odkrycie, że „pożywienie jest spalane we krwi”. Od tego czasu pozostałe jego tezy posłużyły za bazę nauki o jedzeniu : słusznie czy nie ?

Co było niesłusznym, to m.in. założenie, że „białko jest jedynym źródłem energii mięśni” –  dla nas już nie tak oczywiste, choć przyznam, że nie dla wszystkich : ), co wkrótce przyniosło efekty :przewartościowanie produktów białkowych , przede wszystkim- mięsa, co skutecznie zburzyło równowagę systemów immunologicznych u wielu pokoleń miłośników diety z mięsem w roli głównej.

Błąd von Liebiga powielali lekarze, niestety, w dobrej wierze informując pacjentów o „nabywaniu sił poprzez mięso”, samemu w tym przodując : ).

Karuzela błędów żywieniowych rozkręcała się w najlepsze.

Fizjolog Carl von Voit (m.in.) poczynił eksperymenty i stwierdził, że żywność można przeliczać na kalorie . Również to okazało się długoterminową katastrofą i zmorą wszystkich miłośników szczupłości . Sama idea wydawała się prosta :człowiek przyjmuje pewną ilość kalorii i zużywa je w różnej intensywności, więc teoretycznie racja .Jako, że spostrzeżono, iż zaledwie trzy podstawowe substancje odżywcze  : węglowodany, białka i tłuszcze zawierały kalorie, skonkludowano : „Wyłącznie ta trójka jest potrzebna organizmowi” .

Karuzela przyśpieszyła …hamulce wysiadły : środki spożywcze były oceniane już tylko pod kątem kaloryczności.

Uczeń Voita i późniejszy pupil USDA, W.Atwater, rozpropagował powyższy pogląd w swej ojczyźnie i otrzymał sowite wsparcie ze strony rządu -konkretnie od ministerstwa rolnictwa .Badał więc dalej żywność, analizował ją pod względem zawartości tłuszczów, węglowodanów i białka i po 20 latach stworzył poradnik dla konsumenta, w którym opisał, ile przeciętny obywatel jest w stanie kupić kalorii (sic! ) za swoje ciężko zarobione pieniążki . : ) : )

Wedle tegoż poradnika – i tu mamy defekt karuzeli – byłoby marnowaniem pieniędzy wydawanie ich na owoce i warzywa , kiedy ” cukier (!!!!) i biała mąka są NAJLEPSZYMI produktami odżywczymi” .

Wielki biochemik, E.V.McCollum zinterpretował nauki Atwatera następująco :
” Patrząc na spokój duszy Atwatera to prawdziwe szczęście, że nigdy nie spojrzał w oczy człowiekowi czy zwierzęciu żywionemu wedle jego zaleceń” .

Czy nie było to najlepsze podsumowanie „osiągnięć” Atwatera ?

Ale masowe pożeranie : ) cukru, mięsa i mąki -raz wzbudzone i poparte „autorytetami”, nie mogło już tak szybko przestać się podobać …czasem mam wrażenie, że większość Polaków, podobnie, jak Amerykanów, wciąż uważa te trzy produkty za absolutną podstawę stołu, przy czym….Amerykanie w dalszym ciągu /choć coraz bardziej narzekają / mogą sobie jednak pozwolić na droższą, przeważnie wymagającą więcej troski i czasu kuchnię służącą zdrowiu pozytywnie, w Polsce …porobiło się. Przeciętny Polak, w młynie zarabiania i myśli o tym, czego mu jeszcze nie zabrano, łapie cokolwiek, aby mieć siłę do zarobienia na …..cokolwiek. To nie jest fair . Nie są w porządku hektary oblewane chemią, która w małych nawet dawkach przyprawia system immunologiczny o szok i dezorientację, nie są w porządku cukierki z plastiku ….Ach tak, miało być o historii.

Pod koniec XIX wieku szwajcarski lekarz, dr M.Bircher- Brenner położył kamień węgielny pod nową naukę o żywieniu. Dr B./B. dał pacjentce, która po wielu latach karmienia się białym chlebem, przemysłowym mięsem i nabiałem nabawiła się poważnych zaburzeń żołądka, a właściwie to całego systemu trawiennego  -surowe owoce i warzywa w różnej postaci .Surowe owoce wprawdzie mogły w tym stanie jeszcze pogorszyć sprawę, wszak różne są organizmy, ale widocznie chore wnętrze przywitało odmienność z taką radością, że z dnia na dzień kobieta odzyskiwała siły – do pełnego zdrowia . Jej lekarz, sam zdziwiony takim obrotem sprawy : ), potwierdził dobroczynne, lecznicze działanie warzywno- owocowego sposobu odżywiania i tak weszliśmy w wiek XX.

Dr B.-B dał impuls badaczom w laboratoriach .Profesor C.A.Pekelharing upublicznił w 1905 wyniki doświadczeń na myszach (mysz to nie człowiek , człowiek- nie mysz, ale jedno i drugie to istoty żywe, czujące, świadome na swój sposób ) -eksperymenty na zwierzętach przy jednoczesnym podkreślaniu swego „humanizmu” i „etyki” uważam za niedopuszczalne ) , konkludując, że „w mleku jest nieznana, a znacząca dla odżywienia substancja „. Dziś nie jest już grzechem powiedzieć, że mleko krowie, przynajmniej w stanie surowym, przynależy przede wszystkim cielętom, człowiekowi zaś ewentualnie przyda się jego sfermentowana postać, że „mleko” odtłuszczane, sprzedawane w kartonach i poddawane pasteryzacji z mlekiem wiele wspólnego nie ma …ale to dzisiaj. Jeszcze parę lat temu, kiedy ze smutkiem patrzyłam na dzieci zmuszane do picia białego ,hormonalno-antybiotycznego koktajlu, słyszałam :”Przecież mleko jest zdrowe, wszyscy tak mówią”. Jednak nie wszyscy . A nawet, gdyby…czy jakikolwiek, pozytywny postęp byłby możliwy, gdybyśmy robili tylko to, co „mówią i robią wszyscy” ?

1907 -obserwacje skutków żywienia krów w Wisconsin-podawanie całych roślin – kukurydzy- było korzystniejsze, aniżeli gdy dawano im tylko ziarno.

1912- Kazimierz Funk i Vitaminy ( o których do tej pory nie wiemy wszystkiego…) – nareszcie :  )

Powoli wkracza więc nowe, czyli….stare : docenienie żywności roślinnej . W tym samym czasie Duńczyk M.Hindhede (1842- 1945) robi doświadczenia na własnej rodzinie : ), pilnując jak najmniejszego udziału białka w diecie . Duńczyk robił to wkurzony na ogólnie przyjętą hipotezę ( a podaną za pewnik) , że „optymalnym żywieniem dla krów jest …olejowe, ciężkie, wysokobiałkowe „ciasto”, kupowane drogo nawet za granicą .”Ciasto” podobno miało podwyższać mleczność, ale Hindhede udowodnił, że ubogie w białko ojczyźniane buraki nie tylko nie powodują zmniejszenia mleczności, ale są korzystne dla zdrowia krów : uprawa buraków w Danii wręcz wybuchła ze zdwojoną siłą i …gospodarze nie musieli już taszczyć drogich wynalazków do obór : ) .

M.Hindhede to postać mało znana ,nie dotarło do mnie, aby na którymś z polskich uniwersytetów poświęcono mu wystarczająco – nie mówiąc o w ogóle jakiejś – uwagi, na zachodnich jest (poza duńskimi : ) zaledwie przypominany, ale to on sprawił swoim żywieniowym planem, że Dania w czasie I wojny światowej jako jedyna z krajów zaangażowanych nie przeżyła głodowej klęski, nie mówiąc o tym, że upowszechniając właściwe odżywianie pomógł Danii uniknąć epidemii grypy 1918 .Milczeniem pominę domyślne powody lekceważenia w powszechnej edukacji tak znaczącej postaci .

Zanim się zirytuję ; ) i przypomnę kolejne ciekawe osoby z europejskiej historii ,dla których zdrowie bliźnich było ważniejszym od przemysłu, lepiej skoczmy do Indii . Tam -Irlandczyk, dr R.Mc Carrisson zajmował się wpływem pożywienia na tarczycę, kontynuując swe badania po ucieczce z biedującej Irlandii .

Tam, podglądając mistrzów Ayurvedy, szybciutko doszedł do wniosku, że zanim zabierze się za leczenie pojedynczego organu, powinien uwzględnić działanie różnych substancji na całość, na organizm, czym …wzbudził nieufność kolegów w Europie : ) oraz idącą za tym antypatię : ).

Idee McCarrissona rozwinął urodzony na Pomorzu Werner Kollath -lekarz, artysta i badacz zarazem. Kollath, poza propagowaniem m.in. surowych warzyw i owoców , rozpowszechnił pojęcie „zdenaturyzowanego białka” , co jednocześnie oznaczało nowe na nie spojrzenie, rozłożył obszar żywieniowy na detale i, składając ponownie, ustalił nowy porządek w świecie jedzenia : ), czym postawił na nogi większość ówczesnej, tzw.służby zdrowia .

Skorzystał z tego dr Benjamin Sandler, prowadzący w latach trzydziestych badania nad związkiem między pożywieniem a podatnością na choroby infekcyjne …Po 12 latach eksperymentów stwierdził:” Człowiek może się doskonale chronić przed zakażeniami pożywieniem”. Jakby tego było mało, dowiódł, że dzieci z niskim poziomem cukru (!) są ..bardziej podatne na polio.

Jego rady zostały odrzucone na terenach, na których polio występowało obficie, podobnie, jak na terenach o zwiększonej liczbie chorób zakaźnych. B.Sandler o mało nie popadł w rozpacz. Ale lato 1948 przyniosło falę polio w Pn.Carolinie . Sandler zwrócił się o zrozumienie dla jego metody do …prasy i został wysłuchany. Rozpoczął się wielki marsz ku zdrowemu odżywianiu, a jego efekty przerosły wszelkie oczekiwania. Co było tak szczególnym w zaleceniach Dr Sandlera?

Dieta składająca się z oczyszczonej mąki, polerowanego ryżu i białego cukru powoduje obłędne wręcz : ) wahania cukru we krwi, włączając więc silne spadki jego poziomu.Sandler polecił rezygnację z ww., w zamian zaś- warzywa, naturalny ryż, jajka, naturalną, wiejską śmietanę (ta w kartonach to już „miejska” : ) , sery, ryby i nieco mięsa. Wyjaśnił też relacje między upalną pogodą a potrzebą spożywania słodkich napojów  i deserów .

Jak można było przypuszczać, znaleźli się tacy, którym się to nie spodobało, a należeli do nich producenci lodów, lemoniad, cukierków ….: ).

Ale wiedza o oddziaływaniu masowych produktów przemysłowych już się rozprzestrzeniła .

Pałeczkę w  walce o zdrowie przejął dr A.Katase – Dyrektor Instytutu Patologii Akademii Medycznej w Osace, badający „wpływ pożywienia na konstytucję organizmu”, który opublikował następujące wyniki:

„Równowaga organów zostaje zaburzona, gdy pożywienie składa się z cukru, białej mąki i mięsa jako prod.głównych.(…) Dochodzi do poważnych przeobrażeń całego systemu kostnego -kości stają się tak miękkie, że można je pokroić bez problemu nożem.(…) „. (tłumaczenie autorki).

W poczcie odważnych  nie może zabraknąć Paula Zimmeta, badającego plemiona żyjące poza cywilizacją i oświadczającego:” Wśród nich na cukrzycę zachorowali tylko ci, którzy zaczęli się odżywiać zachodnim pożywieniem przemysłowym” .Pewnie byli mu bardzo „wdzięczni” za te doświadczenia, ale czego się nie robi dla „nauki „……

Przykładów badaczy zmieniających – a raczej usiłujących zmienić przyzwyczajenia ludzi cywilizowanych : ) do zgubnego, a przecież wynalezionego przez nich pożywienia można by jeszcze mnóstwo.

Ale po co, kiedy powszechnie wykładana na uniwersytetach nauka o pożywieniu poleca margaryny ….mleko…..Kiedy w menu dla pacjentów oddziałów gastrologii znajdują się te same rzeczy, które w wielu przypadkach stały się przyczyną pojawienia się tam chorych ?

Potęga przemysłu spożywczego wciąż pisze swój scenariusz. Oczywiście, z udziałem ludzi, bo przecież nie – robotów. A społeczeństwo potulnie łyka, co zostało podane .Nie wszyscy, to prawda, świadomość rośnie i w niej nadzieja, ale ….czy tak być musiało ?

Można też powiedzieć, że w dzisiejszym, zatrutym powszechnie świecie, ciężko jest znaleźć coś naprawdę „zdrowego” i to też będzie w części prawda, ale czy w tym przypadku tym bardziej nie powinniśmy baczniej przyglądać się przemysłowi i dbać o własne otoczenie ? Czy jagoda z lasu nie jest zdrowsza od tej z plantacji ? ( Opowieści o pasożytach proszę zatrzymać dla niegrzecznych dzieci i porządnie parzyć owoce ) .Czy marchewka z własnego ogródka nie będzie zdrowsza od tej importowanej z Holandii ? Faktycznie, polskie pola też są opryskiwane, warzywa „pędzone” , ale przecież tak być nie musi .Przecież nawozy kosztują, a jednocześnie wyjaławiają glebę . Dlaczego ? Dla szybkiego zysku i szybkiej śmierci?

Historię odżywiania powinno się właściwie omawiać od początków : ), czyli powstania człowieka ( a kto przy tym był…? : ), ale ja pozwoliłam sobie raczej przedstawić inne oblicze (skrótowe) historii mniej znanych diet, czyli faktycznie – cichszą „twarz” polityki żywienia.

Aż tyle i tylko tyle, bo teraz…

…teraz mamy do dyspozycji księgi, które kiedyś chowano po klasztorach (niektóre niestety wciąż tam są…ale może i lepiej ; ), internet, w którym nieco przytomności i zręczności w szukaniu informacji ( przy niezbędnej znajomości więcej niż jednego języka) gwarantuje nam otrzymanie conajmniej inspiracji do poszerzenia wiedzy, a szczęściarze – kontakt z ludźmi, którzy potrafią wysnuwać wnioski z użycia posiadanej wiedzy oraz się nimi dzielić.

_____________________

Bibliografia i uzupełnienia dla Chętnych:

 www . bmj.org

www . mccarrisssonsociety.org.uk

„The Effect of Food Restriction on Mortality in Copenhagen during War ” , 1920, JAMA, Feb.7., Vol.74 , Number 6, M.Hindhede

Dr Ralph Bircher ” Bircher-Benner Leben und Lebenswerk” ,

www . eden-stiftung.de (Werner Kollath)

„Prehistory of the Japanese Teratology Society :The Pioneers of Teratology in Japan and The Founders of The Society „, Y.Kameyama, Con.Anomalies, Vol.41,2001

Chudnąć bez ofiar : )

Kiedy zimą przypadkiem znalazłam się w pewnym domu, zdrętwiałam: na dworze trwał mróz, a na stole królowały surówki i sok owocowy . Koleżanka  diabetolog (od jakiegoś czasu  nie zalecająca insuliny ani innych drastycznych metod leczenia i bardzo z efektów zmiany podejścia zadowolona ), której pacjentka usiłowała to właśnie skonsumować, oświadczyła desperacko : „Nie mam już siły, ona prędzej padnie niż schudnie”.

W istocie, dziewczyna wyglądała na wyczerpaną, była blada, słaba..i gruba .
I  nic dziwnego .W morzu mądrości zalewających nasz literacki, kuchenno-medyczny rynek niektórzy tracą orientację i …próbują wszystkiego naraz . Najlepiej od razu. Aktywnie pomagają im w tym osoby bazujące na programach obowiązujących w polskich placówkach kształcenia, przyczyniających się do takich wyników zdrowotnych, jakie każdy widzi . Dopiero od niedawna widać zainteresowanie metodami starych medycznych systemów – a i to nie wszędzie – i od niedawna pojawiły  się osoby pragnące wnieść w „jedyną słuszną drogę żywienia” odrobinę świeżości i elastyczności . I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie mały szczegół, mianowicie pomieszanie z poplątaniem .

Efektem wyżej wymienionego stały się publikacje informujące, że ” odchudzać można się o każdej porze roku „, że „w lecie się chłodzimy „, a ” w zimie ogrzewamy „i że to dotyczy każdego .

Najczęściej publikacje tego typu pomijają fakt najważniejszy : indywidualności każdego człowieka, co owocuje zniechęceniem do wyjścia poza ramy państwowej edukacji  żywieniowej i zdrowotnej w ogóle .

Tymczasem, o ile w każdym systemie medycznym regionów świata znajdziemy ciekawe metody utrzymania zdrowotnej równowagi, to chciałabym na początku zachęcić Państwa do zapoznania się z zarysem nauk chińskich .Prawdą jest, że Chiny daleko, stąd nie każda metoda, nie każdy środek i nie w każdym przypadku będą odpowiednie dla Europejczyka, ale mam nadzieję, króciutki zarys podstaw spojrzenia na pożywienie wg Chin pozwoli Państwu na inne niż do tej pory czytanie dostępnej literatury i właściwsze korzystanie z owej. Poza tym, uprawianie dotychczasowej polityki zdrowotnej fundowanej nam głównie przez przemysł spowodowało tak koszmarne skutki, że starochińskie podejście do tematu wydaje mi się najwłaściwszym, by zacząć naprawę: naprawę naszego stosunku do zdrowia .Pisząc poniższe mam na uwadze, że Czytelnikom znane są pewne terminy i teorie, a jeżeli nie – że potrafią sięgnąć do literatury i zdobyć niezbędne informacje .

Patrząc na aktualne zaburzenia  występujące w społeczeństwie Zachodu, którym i my się staliśmy, nie można nie zauważyć (u większości ) osłabienia systemu immunologicznego  i rosnącej tendencji do otyłości .

Jeżeli przyjrzeć się przeciętnemu pożywieniu Europejczyka, to dominują potrawy zimne . Nie chodzi jednak o „zimne” w sensie „z lodówki”, choć i to ma znaczenie, ale o zimno w znaczeniu TCM- tradycyjnej medycyny chińskiej, w której temperatura oddziaływania danego pożywienia na poszczególne organy jest pierwszym kryterium jego stosowania i znaczenia .

Na przykład, napój z lodówki jest oczywiście zimnym (poza alkoholem, który dopiero schłodzony- rozgrzewa, jednak na krótko ), ale jako „zimne” określa się też sporo produktów niegotowanych .

Ważna jest też charakterystyka temperatury pożywienia.

Np.mięta ochłodzi organizm ,kiedy wypijemy ją na gorąco. Banany schłodzą, kiedy są zjedzone surowo-w wielu dolegliwościach wręcz są niewskazane, ale pieczone z miodem – jak w chińskich knajpkach – rozgrzewają . 

Jabłka- to neutralne ciepło, zależnie od ich wyglądu, stopnia dojrzałości – aż do lekkiego chłodu, ale pieczone z rodzynkami, cynamonem i odrobiną miodu – ogrzewają i są wręcz lekiem.

Woda mineralna chłodzi, wprost z lodówki- chłodzi agresywnie .

Zaszeregowanie środków wedle działania temperatury w ciele ma zastosowanie i w produktach spożywczych i w lekach TCM, a właściwie , wedle starego cytatu- pożywienie jest tam lekiem, a lek- pożywieniem .I nikt, od jakichś 5000 lat nie zgłasza o to pretensji : ).

Drugim, obok oddziaływania temperatury na organy, kryterium doboru pożywienia/leku jest smak .Smak wskazuje bowiem, który obszar organizmu będzie odżywiony.

Tak popularne dziś cierpienia „środka” – śledziony, żołądka – to wynik oddziaływania zimna i słodyczy.

To w ” środku” pali się tzw.trawienny ogień. Nie może on być zbyt wysoki, ale i nie może pełzać – stąd konieczność właściwego odżywienia go .Silny ogień spali wprawdzie i mokre drewno ,ale w końcu osłabnie .Podobnie, zmęczony człowiek marznie , „trzęsie go”, nawet, gdy na dworze upał.

Stabilny system immunologiczny potrzebuje odpowiedniego poziomu ciepła .

Co znaczy „odpowiedniego” ?

Tutaj musimy odwołać się nie tylko do indywidualnej struktury człowieka, ale i chcąc nakreślić sprawę ogólnie, do jego wieku .

W pierwszej fazie życia, pod którą w Chinach uważane jest 7 lat u dziewcząt i 8 u chłopców, mamy do czynienia z fazą przemiany w żywiole wody : dzieci są więc szczególnie wrażliwe na zimno .Ta faza odpowiada kręgowi funkcyjnemu nerek, a podstawą ich energii Yang jest produkcja ciepła .

Dlatego tak ważne jest gotowanie dla maluchów i niepodawanie im produktów wysoko przetworzonych .Odnośnie zaś kwestii rutynowego traktowania zdrowia maluchów polecam stronę www.dziecisawazne.pl , gdzie doskonale zajęto się wdrażaniem pozytywnych zmian w ww.temacie.

Proszę zauważyć, że w wieku dziecęcym przeziębienia, jeżeli są połączone w zaburzeniami trawiennymi, prawie zawsze przechodzą w formy chroniczne .

Mówiąc o „mokrym drzewie ” Chińczycy opisują produkty, które w ilościach nadmiernych powodują zakłócenie równowagi i następnie – zagaszenie trawiennego ognia, a są to :

-mięso (poszczególne gatunki mają wprawdzie różne właściwości , jednak mięso , ogólnie nie powinno być pokarmem dominującym )

-mleko i mlekopochodne 

-owoce południowe

-tofu

-pomidory, ogórki (surowe )

-większość soków owocowych

-woda…..

Naturalnie trzeba też dbać o własne płyny, więc soki, woda są w rozsądnych ilościach niezbędne, ale kiedy ogień zalewany jest zbyt dużą ilością cieczy, człowiekowi brak siły, ciepła do osuszenia „wewnętrznego ogniska”-powstają szkodliwe tzw. śluzy -w ujęciu chińskim to chorobotwórcze energie o charakterze szlamu.

Denerwujemy się, kiedy cieknie z nosa, ale to jest wentyl bezpieczeństwa, tymczasem niektórzy usiłują ten wentyl uszkadzać wysuszającymi aerozolami zamiast zająć się problemem od wewnątrz.

Kiedy szlamu jest o wiele za dużo, dochodzi do np.zapalenia ucha – dlatego tak ważnym jest zacząć od wewnątrz, nie- zwalczać tylko to, co widać.

Dzieci, karmione w dobrej wierze mlekiem, bananami, soczkami pomarańczowymi, chodzą z cieknącymi noskami i bolącymi uszami cały rok, a przecież tak być nie musi .Z owoców – brzoskwinie w sezonie, zimą pieczone jabłka, orzechy, gotowany ryż, rodzynki, gotowana marchewka, kozi ser …czy to takie wielkie poświęcenie, aby dziecko miało zdrowe nerki ? 

Dlaczego podajemy im zgruchotany owies nazywany „płatkami”, zalewając to mlekiem pełnym hormonów, antybiotyków ….? Dlaczego nie widzimy, że taka „owsianka” daje o sobie znać jeszcze wieczorem, bo jej trawienie wymaga potężnego wysiłku ? Jeżeli mielibyśmy dostęp do grubych płatków, nie – doszczętnie spłaszczonych – w porządku, ale i tak byłoby to do zaakceptowania (przy solidnym żuciu ) dwa-trzy razy w miesiącu, na wodzie. Dlaczego lekceważymy soczewicę, gotowaną z rodzynkami i orzechami włoskimi, a dającą wspaniałą energię ?

A ryż z wody, shi fan ? Gotuje się go 4- 6 godzin, aż ujrzymy papkę, ale to doskonały środek dla śledziony, przy tym świetny lek na zaparcia, puchliny, obrzęki .

Zimą obserwowałam dzieci jedzące na podwórku przeciętny, przemysłowy jogurt .To niewybaczalne : pomijając jego jakość, sam charakter zimna sprawia, że nie powinien się pojawić o tej porze roku w rękach dziecka, a już na pewno nie na dworze.Po nim szły kanapki z pomidorem i ogórkiem – przy takim sposobie odżywiania nie dziwi cherlawość wielu polskich maluchów .Nie dziwi, ale strasznie boli.

 Gdy jakoś przebrniemy pierwszy etap życia, mamy drugi  : 7-14 dziewczynki, 8-16 chłopcy, czyli faza drewna, więc napięcia i gorąco.Daje o sobie znać funkcja wątroby, której podstawową chrakterystyką jest rozwój siły .

 Wątrobą nie tylko się denerwujemy (słaba wątroba=szybkie denerwowanie się), ale i rozwijamy indywidualną energię życiową i kierujemy ją na zewnątrz. Przy nieodpowiednim odżywianiu zaczynają się problemy z działaniem gorąca i wiatru: migdały, trądzik, zatoki, zapalenia oskrzeli ….Chipsy, ostre sosy, więcej mięsa, serów, leki, pojawia się kawa, alkohol, nikotyna – każde to impuls wrzątku w organizmie, który właśnie wszedł w fazę ciepła i potrzebuje to ciepło utrzymać na odpowiednim poziomie, nie zaś – wzniecać w niszczący ogień.

Systemy filtrów nie nadążają i powstają ciężkie śluzy energetyczne -w TCM- nie „zimne i przejrzyste, cienkie „, ale tzw.gorący śluz- skoncentrowany.U nastolatków odpowiada on za egzemy . Najczęściej próbuje się je „zaleczać ” od zewnątrz, co nie ma z leczeniem nic wspólnego : pozostawiony pod powierzchnią skóry, silnie zakumulowany, stanowi prawdziwą bombę zegarową .

W wieku nastoletnim odpowiedzią na młodzieńcze objawy nadmiernego gorąca będą surówki, jednak nie można przegapić momentu, kiedy ogień się wyrównał i przejść na warzywa gotowane .A dzieje się to najpóźniej pół roku od zmiany diety .

Dorastamy i…płacimy za to, co jedliśmy do tej pory .Jeżeli odżywialiśmy się prawidłowo , możemy cieszyć się próbowaniem dosłownie wszystkiego ,ale przeważnie….

Matki są wyczerpane macierzyństwem i codziennością, między 35 a 42 rokiem życia masowo przybierają na wadze: to efekt dotychczasowego menu, które doprowadziło do ubytku nerkowego i trawiennego ognia, odpowiedzialnych za regularne czyszczenie organizmu, więc : efekt zaszlamienia.

Kobiety (głównie) zaczynają jeść „sałatę i soczki” – tak, to mało kalorii, ale przy okazji dodatkowo ochładza się trawienny ogień .Po tzw. dietach ogień jest coraz słabszy, kalorie coraz gorzej trawione = znowu tyjemy .

A wystarczy podtrzymywać ogień nerek poprzez neutralne do ciepłego jedzenie (zboża , np.orkisz ), co oznacza (uwaga, wskazówki ogólne ) :

– więcej ryżu niż ziemniaków

-warzywa strączkowe, latem zielona fasolka,

-zioła ( w sałatkach liście mniszka lekarskiego ( do ok.5 dziennie ), młodziutki żywokost (ok.3 i proszę zmrużyć oko na „nowe badania o szkodliwości ziół” ), szałwia (jeden listek dziennie w sezonie, bo nie wiem, jaką szałwię Państwo mają, a jest ich naprawdę sporo i każda ma nieco inny skład ), rozmaryn….zioła to temat osobny, a przy tym należy pamiętać o tych bardziej toksycznych od innych (wszystko jest kwestią dawki), a także o indywidualnej wrażliwości na poszczególne substancje w nich zawarte i ……próbować ostrożnie : )

-b.oszczędnie mleko (kwaśne, z małych gospodarstw, tak samo prod.mleczne)

-oszczędnie soki owocowe

-mało (lub wcale) mięsa, częściej ryby niż mięso (wędzone wnoszą element ciepła)  

-owoce z najbliższego regionu

-surówki w ciepłych porach roku

-mało alkoholu- lepiej czerwone wino niż piwo, a jeżeli piwo, to niepasteryzowane

-nie wspominam o soi i kukurydzy, ponieważ soja dodatkowo jest fatalnie trawiona, a opowieści o jej dobroczynności dla zdrowia Europejek są mocno przesadzone : ), ale głównie dlatego, że w tej chwili dostanie niemodyfikowanej soji i kukurydzy w Polsce graniczy z cudem.

-co z octem jabłkowym, bohaterem odchudzania? Ocet to przyprawa, nie danie główne .Owszem, codzienne stosowanie go przez pewien okres ma nawet w wielu przypadkach znaczenie lecznicze, jednak proszę pamiętać o rozsądnych dawkach i wyznaczeniu sobie granic, po których musi nastąpić od octu odpoczynek .

Jeszcze słówko o profesorze TCM z Universite de Paris, panu Leung Kok Yuen, który w żywieniu proponuje następujące udziały procentowe:

70% zboża

15% gotowane warzywa -tu proszę nie zapominać, że Chińczycy smażą je szybko, w wokach=mała utrata witamin, u nas należy ten procent warzyw przy tradycyjnej kuchni podnieść o 10%

5% surowizny

5% mięso, ryby

5% mleko i mlekopochodne – przy czym pamiętając o zwiększeniu udziału warzyw, zmniejszyć proponuję mięso i mleko .

Tak, pilnując sezonowości i świeżości produktów, z pewnością utrzymamy dobrą wagę i nie stracimy sił ani żywotności, a przecież o to chodzi chyba przede wszystkim?

A na marginesie : gdzie tak naprawdę zaczyna się „grubość” ; ), a gdzie chorobliwa chudość i czy dla każdego  jest to ten sam moment ? : )

—————–

Polecam :Henry Lu ,”Chinese system of food cures „, New York 1986